— Ludzkość jest niejako olbrzymim organizmem, którego wszystkie członki są solidarne i wzajem za siebie odpowiedzialne, — mówił hrabia patrząc w oddalony punkt pokoju, wzrokiem zdającym się zwracać wewnątrz. Czyż jedno oko może pogardzać drugiem, dlatego że gorzej ono widzi i mniej daleko sięga? Czyż prawa ręka pogardza lewą, dlatego że ta jest słabszą?
Rycz położył rękę na klamce, i pocisnąwszy ją z cicha, zniknął za zamykającemi się drzwiami.
— Oko słabiej widzące jest okiem chorem — należy je leczyć, — mówił dalej hrabia nie zmieniając postawy. Ręka mniej zdolna do działania, jest ręką, której wprawianie zaniedbanem zostało — należy słabość jej podpierać siłą drugiej. Czynniki natury równoważą się wzajem, i ztąd wynika harmonja. W czynnikach społecznych zachodzi nadmiar z jednej strony a brak z drugiej — ztąd się rodzi fałsz...
Szeregi myśli cisnęły mu się do głowy jeden za drugim, a on wypowiadał je głośno nie spostrzegając że był samotnym, że nikt go nie słuchał. Kiedy nakoniec z imieniem wielkiego jakiegoś myśliciela na ustach, zwrócił omglony wzrok na książki, i zbliżył się do biura, zapomniał już całkiem o człowieku, z którym rozmawiał przed chwilą, którego hojnie osypał darami i radami, a który odszedł nie że-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/267
Ta strona została uwierzytelniona.