— Czy nie omyliłeś się? — zapytał. — Czyś dobrze słyszał, że proszono mię abym przyszedł o szóstej?
— Tak mi powiedziała Aloiza, panna służąca pani Dembielińskiej.
— A! Aloiza! — samej więc pani nie widziałeś?
— Nie zostałem wezwany przed obecność samej pani, jaśnie wielmożny panie.
— A! nie zostałeś wezwany! Aloiza więc powiedziała ci że o szóstej?
— Tak, jaśnie wielmożny panie!
— A teraz która?
— Niespełna druga!
Anatol spuścił znowu powieki, i przez chwilę wzrok jego szklany znowu utkwiony był w ziemię.
— Może pani Dembielińska chora? — rzucił po chwili pytanie nie podnosząc oczu, i nie zmieniając kierunku ani wyrazu spojrzenia.
— Nie, jaśnie wielmożny panie, przyjmowała gości...
Na te wyrazy Anatol powstał. Po czole jego i policzkach rumieńce przepłynęły szybką, gorącą falą.
— Gości przyjmowała! — wymówił przez zaciśnięte zęby. — I kogóż to?
Zdawało się, że pytanie to zadawał więcej sobie samemu niż stojącemu przed nim słudze, ale ten czuł się w obowiązku odpowiedzieć.
— U pani Dembielińskiej znajdował się hrabia Seweryn Horski.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.