Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zgódź się wszakże na to, że gdybym sam udał się do hrabiego...
— Nicbyś nie wskórał. On tę robotę chowa dla swych pupilów, z których jednym ja jestem. Chce on mię przez to wdrożyć w pracę, rozumiesz?
Suszyc miał coś odpowiedzieć, ale przeszkodziło mu ciche skrzypnięcie otwierających się w pobliżu drzwi. Byłato furtka umieszczona w bramie domu nad kałużą, która otworzyła się i przepuściła małego, szczupłego mężczyznę, z pochyloną głową i rękami w kieszeniach paltota. Mężczyzna ten zdawał się przez chwilę rozglądać w ciemności, potem szparkim krokiem przebył ulicę, i wstąpił na spróchniałe wschodki prowadzące do sklepiku z wódką, śledziami i łojówkami. Drzwi sklepiku były zamknięte, ale mały szczupły człowiek zapukał w nie zlekka, i wnet otworzyły się. Wązka smuga żółtego światła wymknęła się na zewnątrz, oświetlając postać i twarz wchodzącego.
— Don Roderigo — szepnął Suszyc tonem, w którym nie było wcale zdziwienia. Zwrócił się do Rycza, i dodał:
— Do wszystkich twych dobrodziejstw dołączyć jeszcze muszę i to, że wprowadziłeś mi syna do tej akademji, w której zajmujesz miejsce mistrza i wodza.