Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

nawet z moim synem, a on przystał na wszystko! No dobrze, zobaczymy... tymczasem dobranoc!
Rzekłszy to odwrócił się jakby tknięty nagłem pragnieniem zakończenia rozmowy. Ale Rycz zatrzymał go za ramię.
— No — rzekł z tłumioną gwałtownością, — a tamten człowiek? jakże on się nazywa?
— Widzę biedny Ryczu, że utraciłeś słuch albo pamięć. Mówiłem już przecie że nazywa się on tak jak się nazywał jego ojciec.
Rycz zatrząsł się ze złości.
— Słuchaj! — rzekł, — ty sobie żartujesz ze mnie, a ja ci powiadam że wiedzieć będę.
— Czy posiadasz dar odgadywania?
— Ty do niego chodzisz przecie, albo on do ciebie.
— Nie, kochanku, komunikujemy się za pomocą drutu telegraficznego, rozciągniętego pomiędzy dwiema naszemi duszami.
Rycz opuścił ręce.
— Z tobą rady niema — rzekł, — masz taki sposób mówienia, że chciałbym cię bić, ale niemam ochoty słuchać.
— To nie słuchaj!... dobranoc.
Suszyc znajdował się już na środku ulicy, gdy Rycz kilkoma szerokiemi krokami dogonił go.
— Słuchaj pan — ozwał się łagodniej niż wprzódy, — zważ sam, że nie jest sprawiedliwem abyś te-