Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

ciężkie opony. Od czasu do czasu pomiędzy chmurami tworzyły się wązkie chwiejne szczeliny, a przez nie wyglądał pozłocony błękit, rysując na ciemnem niebie kręte szlaki świetlanych ścieżek. I znów nowy podmuch przelatywał w przestrzeni; szczeliny przepuszczające światło niebieskie drżały, chwiały się i zwierały, a natomiast na innych punktach firmamentu, w ciężkich grubych oponach, powstawały wyłomy i otwory niby okna, przez które tu i owdzie wyglądały nieśmiałe gwiazdy. Okna te zamykały się z kolei, a mrok gruby niczem nierozświecony spadał na ziemię; aż po chwilowej nieruchomości nowy bój rozpoczynał się w górze pomiędzy światłem i ciemnością, chmury rozdzielały się, i gromadami leciały w różne strony, blask księżyca złotawym rębem haftował rozpostarte ich ramiona, szlaki błękitów występowały blade i spłakane, a ziemia zdawała się kąpać w migotliwej ponurej łunie podobnej do długo trwających, w locie swym powstrzymanych błyskawic. Od czasu do czasu po szelestach, jękach i poświstach, zapanowywała w powietrzu głęboka cisza. Wichry jakby zmęczone szalonemi tonami, spoczywały w milczeniu; ciemne chmury zawisały pod niebem nieruchome, podobne do olbrzymów oczekujących trąby bojowej, lub ptaków o zmartwiałych skrzydłach. Wtedy z kądciś, od krańców widnokręgu, od wschodu, przyla-