Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

łem snać jakiemś przywołany wspomnieniem, słodszy, łagodniejszy blask rozświecił mu oczy; szybko jednak minął, i twarz Anatola wróciła do chmurnego wyrazu jaki okrywał ją przed chwilą.
— Nie! — zawołał rzucając się na sofę, — to być nie może! Miałażby ona zawieść mię i zdradzić w najważniejszej i najcięższej chwili mego życia? Fortuna i kobieta miałyżby jednocześnie odwrócić się odemnie, aby cios po ciosie zadawać najpiękniejszym moim nadziejom?
Gdy usta Anatola cichym lecz gwałtownym szeptem wypowiadały te wyrazy, twarz jego pobladła widocznie. Przypuszczenie jakie czynił, musiało do głębi wstrząsnąć jego istotą; związek z kobietą o której myślał, był mu snać bardzo drogim. Siedział długo nieruchomy i zadumany, a z wyrazu twarzy jego poznać można było, że z bacznym namysłem a razem z głębokiem wzruszeniem rozważał różne szanse losu, z których jedne wynieść go mogły na szczyt szczęścia, inne strącić w walki i śmiertelne zwątpienia. Ostatnie przecież obrazy jakie ukazały się oczom Anatla w tej tajemniczej dziedzinie przyszłości, w jaką wpatrywał się z natężeniem, światłemi snać malowane były barwami, bo czoło jego rozjaśniało się stopniowo, oczy napełniły się znowu tym wyrazem śmiałości i dumy, który znikł z nich na chwilę, głowę odniósł wpy-