Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/292

Ta strona została uwierzytelniona.

i sumiennej pracy biurowej, dokazał tego, że tak jak pierwszego dnia rozpoczęcia swego zawodu, był kancelistą. Trzydzieści lat minęło odkąd po ukończeniu pięciu klas gimnazjalnych, ośmnastoletnim będąc chłopcem zasiadł przed jednym ze stołów umieszczonych w pierwszej od wejścia sali biura, składającego się z obszernych sal kilkunastu.
Z trzydziestu tych lat, każdy rok, odrzucając z rachunku niedziele i dnie świąteczne, zawierał w sobie 300 dni powszechnich czyli roboczych, które pan Walery przepędzał nad swym stołem — co wzięte razem stanowiło znakomitą okrągłą liczbę 9,000 dni. Że zaś pan Walery był bardzo akuratnym i zasiadał do roboty swej niezmiennie z ostatniem uderzeniem godziny ósmej zrana, a opuszczał ją z pierwszym dzwiękiem wybijającej na zegarze czwartej popołudniowej, pracował więc ośm godzin dziennie. Godziny te, pomnożone przez liczbę 9,000 dni przedstawiały znakomitszą jeszcze cyfrę 72,000 godzin. Z 9000 tedy dni, czyli 72,000 godzin uciążliwej i niesłychanie akuratnej pracy, pan Walery zdołał wynieść taki rezultat, że zupełnie tak samo jak pierwszego dnia i pierwszej godziny był kancelistą, czyli prostym kopistą, bezmyślnie przepisującym to co inni pisali. Przez tak długi przeciąg czasu wiele zmian zachodziło wciąż około pana Walerego. Młodzi koledzy z którymi rozpoczynał swą karjerę, prze-