iż posiadają w swem biurze rzadkiej doskonałości i akuratności maszynę do kopjowania. Maszyna ta była o sile przeszło trzech ludzi, co znaczy, że wykonywała summę roboty, jakiejby zaledwie trzej ludzie podołać mogli. Uznano zatem, że dla uchronienia jej od zepsucia i rozluzowania się, należało zwiększyć trochę koszt jakiego wymagało jej utrzymanie. W skutek tych uwag, pan Walery, czyli maszyna do kopjowania, wykonywająca robotę przeszło trzech ludzi, otrzymała płacę cokolwiek mniejszą od płacy dwóch kancelistów zwyczajnego kalibru. Co się zaś tyczy rang, orderów i jakichkolwiek tym podobnych honorowych odznaczeń, te nie spotykały pana Walerego; on dla nich a one dla niego nie zdawały się być stworzone. Koniec końców pan Walery stał się w biurze rodzajem antyka, który, gdyby go raz poruszono ze swego miejsca, byłby niezawodnie zagrożony niebezpieczeństwem rozsypania się w gruzy. Urzędnicy, którzy go już tam zastali i przebywali różne koleje, patrzyli na nieprzerwaną jego nieruchomość, i wyobrażali sobie, że gdyby go nagle nie stało, albo gdyby nawet przeniósł się do innej sali a choćby na inne krzesło, całe biuro zachwiałoby się w swych podstawach, przewracając do góry nogami wszystko i wszystkich, z sędziami i panem prezesem włącznie. Co zaś do sędziów i pana prezesa, ci nie mieli najlżejszego pojęcia o egzystencji pana Walerego; co więcej, naj-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/295
Ta strona została uwierzytelniona.