soko, stanął, wyprostował się i odetchnął z głębi piersi.
— Nie! — wymówił, — tak źle nie będzie! Kobieta mię nie opuści, a fortuna powróci do mnie. Nie na tom stworzony aby borukać się z nędznemi przeciwnościami i maluczkiemi okolicznostkami życia, których zwyciężanie bywa udziałem pospolitych miernostek! Dotknęło mię wprawdzie nieszczęście wielkie i niespodziane, lecz cóż ztąd? Nie ostatnia to jeszcze stawka gry mojej, i nie przedostatnia nawet! Młodość, ukształcenie, stosunki w świecie, miłość Ewy...
Uśmiech okrążył mu usta, oczy zaświeciły znowu nie tym co wprzódy zimnym stalowym blaskiem, ale gorącemi ogniami, które widocznie wydobywały się z samego serca.
— O! bo ona mię kocha! — szepnął, — tyle lat... tyle miesięcy... tyle dni żyła myślą o mnie... Alboż kobieta może kiedykolwiek wyrzec się takiej miłości?...
Machinalnie spojrzał w wielkie, odbijające całą jego postać źwierciadło, i zatapiając w niem spojrzenie, wyrazem twarzy dopowiedział: — I takiego jak ja człowieka!...
Rozmyślanie to przerwało wejście hotelowego sługi, który przychodził pytać się o rozkazy j. w. pana ober-sekretarza, a zarazem wielce nieśmiało objawił niepokój swój o śniadanie, które ostygło
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.