nazywać się mogły zaułkami. Mieszkanko to składało się z trzech pokoików, z których pierwszy mały, drugi malutki, a trzeci malutenieczki — i wychodziło dwoma oknami na zaułek, a dwoma innemi na wązki dziedzińczyk, brukowany, wijący się pomiędzy staremi drewnianemi budynkami. O kilka zaledwie kroków od okien wychodzących na zaułek, stał wysoki parkan z desek. W parkanie tym były szczeliny, przez które latem przeglądała zieloność nasadzonych po za nim warzyw, a zimą bielał śnieg. Okna wychodzące na dziedzińczyk patrzyły na bruk nierówny i brudny, i na również brudne gospodarskie budynki. W mieszkanku tem o tyle skromnem o ile taniem, p. Walery przepędzał już rok dziewiętnasty; najął je był wtedy, gdy zamyślał ożenić się, wprzódy bowiem mieszkał kędyś na poddaszu. Ożenił się był z panną zupełnie ubogą, nieładną i trzydziestoletnią, z którą żaden z jego kolegów nie ożeniłby się za nic. Pokazało się wszakże, iż los tak niechętny panu Waleremu we wszystkiem innem, tu usłużył mu nadspodziewanie dobrze. Uboga, brzydka i trzydziestoletnia panna, stała się żoną dobrą, pobłażliwą, i szczerze przywiązaną do męża, którego niefortunną dolę bez szemrania i ze szczerem sercem dzieliła, a dziwactwa przebaczała, i nawet przed światem dziwnie jakoś zręcznie tłómaczyła lub ukrywała. Dziwactwa te nawet zdawały się zmniejszać w miarę jak przedłużało się pożycie
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.