małżonków. Pan Walery coraz mniej mówił o Rorenstaubach i Habsburgach, za to coraz częściej śmiał się swobodnie i wesoło, a wieczorami zamiast pisać listy i prośby do rozmaitych monarchów i ministrów, zasiadał w bawialnym pokoiku przy stole, na którym paliła się skromna lampa, i słuchał głośnego czytania żony, albo trzymal na obu rękach rozpostarte motki nici lub bawełny, które ona zwijała nie przestając gwarzyć o tem i owem. — I cóż panie Walery, — zapytywał go w owej porze ktoś ze znajomych, gdybyś teraz odzyskał swe prawa do dóbr i tytułu książąt Rorenstaubów, możebyś zeswoją żoną rozwiódł się jak Napoleon z Józefiną? — Pan Walery odskoczył o parę kroków, i ze grozą patrząc na mówiącego zawołał. — Nigdy! rozstałbym się raczej z życiem niż z nią!
Pani Walerowa przecież po kilku latach pożycia małżeńskiego rozstała się z mężem i ze światem. Po śmierci jej, pan Walery jak wprzód przychodził do bióra najregularniej o ósmej godzinie zrana, i suwał piórem po papierze do czwartej popołudniowej. Tylko ktoby się dobrze przypatrzył podówczas jego pismu, mógłby spostrzedz, że wszystkie o były w niem mniej okrągło jak dawniej zakreślane, i nie miewały często kropek, nie jedno l albo t wyglądało tak, jakby kreśląca je ręka drżała i nie miała siły dociągnąć ich do należytej wysokości. Czasem też pan Walery zatrzymywał się w cią-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.