czącego w ponurej grocie, lub do białej róży wykwitającej z nagiej skalnej szczeliny, posiadała jeszcze tak zwaną przez wszystkich którzy ją znali — edukację. Pan Walery jak tylko urodziła się mu córka, rzekł do żony: — Moja duszko! damy jej kiedyś edukację piękną! — A pani Monika odpowiedziała. — Wychowamy ją mój mężu tak, aby była miłą Bogu a pożyteczną ludziom i sobie. — Być może, iż w umyśle pani Moniki, wychowanie jakie zamierzała dać córce, miało się odbyć według programu, na dobrze wyrozumowanych i poczutych podstawach opartego; ale edukacja której dla dziecka swego pragnął pan Walery, nie miała ani programu ani podstaw. On chciał tylko aby córka jego była edukowaną panną, a do tego jeszcze pięknie edukowaną; jak zaś rozumiał piękną edukację, o tem ani nikt a najpewniej i on sam nie wiedział. Pan Walery chciał dla córki swej wielu rzeczy bardzo dobrych i pięknych, przeczuwał dla niej potrzebę tych rzeczy; ale jakiemiby one były, i za pomocą jakich środków mógłby ją niemi obdarzyć, z tem słaby umysł jego na żaden sposób rady sobie dać nie mógł. Skoro więc pani Monika zeszła ze świata, p. Walery pozbawiony jakoby prawego swego oka i prawej ręki, co więcej, pozbawiony lepszej i większej połowy przewodniczącego domowi jego rozumu, nie mógł już inaczej postąpić, jak wszystkiego czego mu nagle zabrakło zapożyczyć od ludzi któ-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.