Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/318

Ta strona została uwierzytelniona.

i wysoko zaczesane w loki, wałki i warkocze. Ładnie jej było w tem wszystkiem, bo żadne na świecie ubranie nieładną uczynić jej nie mogło; przecież w tym zalotnym nieco i zakrawającym na wykwintność stroju ubogiego dziewczęcia było coś, co nie harmonizowało w zupełności z resztą jej otoczenia. Patrząc na piękne jej włosy pokręcone w różny sposób, postrzępione i nieprawidłowo zwiększające prześliczną jej główkę, trzeba było zamarzyć koniecznie o dwóch po prostu splecionych warkoczach, któreby beż żadnej sztucznej ozdoby, naturalnem bogactwem swem opłynęły jej cudne ramiona, niezakrywając tego białego, pogodnego czoła, na którem świeciła niewinność, nic jeszcze do ukrycia niemająca.
Monilka nie sama jedna krzątała się po swem mieszkaniu, bo kędy tylko się obróciła, cichutkim skradającym się krokiem lub w elastycznych wysokich podskokach, biegał za nią niewielki kotek, o popielatej, białem nakrapianej sierci, — to zabiegając jej drogę, to drobnemi i ostremi ząbkami chwytając falbankę jej sukni, to pazurkiem zaczepiając o mały jej bucik, to znowu odskakując daleko, aby potem nagłym rzutem wspiąć się na jej ramię.
— Psik Burek! — śmiejąc się wołało dziewczę, — gdy łapki kota okrążywszy jej szyję, wikłały się pomiędzy jedwabnemi zwojami jej włosów. Bu-