Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/326

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale p. Walery nie zgadywał; spłowiałe źrenice jego, pływające po białkach porzniętych krwistemi skazami, nabrały teraz ciemniejszej barwy, i nieruchomo spoczywały na tej ślicznej twarzyczce, przytulonej do jego piersi z nawpół zamkniętemi powiekami, i długiemi ruchomemi cieniami, padającemi z rzęs na białe policzki. — Oj ty mój skarbie! — wymówił nakoniec pochylając się, i bezbarwne usta przyciskając do jej czoła. W tej chwili Rorenstaubowie, Habsburgi i Metternichy o sto mil byli od jego myśli; za to Burek ukończywszy swój obiad wskoczył na stół, i po szczęśliwem ominięciu przeszkód stojących mu na drodze w postaci talerzy, nożów i szklanek, z pełną powagi majestatycznością wstąpił na ramię swej pani, zkąd jeszcze uczyniwszy krok jeden, dostał się na pochyloną głowę pana Walerego, gdzie już usiadł, w najpiękniejsze rozpoczynając mycie i wygładzanie popielatych uszek i różowego pyszczka.
— Psik! — zawołał p. Walery wstrząsając głową, i obiema rękami zdejmując z głowy swej swawolnego ulubieńca córki. Monilka śmiała się głośno z Burka i ojca, pocałowała pierwszego w uszko, drugiego w oba policzki, i przywoławszy na pomoc służącą, żwawo sprzątała ze stołu. Zaledwie ukończyła tę czynność, p. Walery oparł głowę o poduszkę, którą przed 19-tu laty wyszyła mu była na kanwie nieboszczka Monika, i z fajeczką w ustach a czo-