— Mój ojcze! p. Rodryg Suszyc idzie do nas!
Młoda dziewczyna siedziała u okna z kotkiem na kolanach i robotą w ręku, a co chwilę spoglądała przez szyby, jakby oczekując czyjegoś nadejścia.
Gdy kroki męzkie ozwały się na bruku zaułka, na twarz Monilki wytrysnął rumieniec, a oczy jej zajaśniały radością; po pierwszem wszakże spojrzeniu na człowieka, który minąwszy okna mieszkanka wszedł w bramę dziedzińca, radość Monilki zniknęła, ale rumieniec pozostał, i ognistszym jeszcze stał się jak pierwej.
Po chwili gość wchodził do pokoju, a p. Walery obudzony wołaniem córki, z uroczystą powagą i głową sztywnie osadzoną w wysokim kołnierzu, postąpił na jego spotkanie.
— Bardzo mi jest miło... że mam przyjemność... zaczął ściskając rękę przybyłego i prostując się z powagą.
— Mnieto właśnie sprawia zawsze najżywszą przyjemność, gdy mogę odwiedzić szanownego pana! — wymówił młody Suszyc swym przytłumionym głosem, przyczem ukłonił się gospodarzowi z wielkiem uszanowaniem. Monilka, która przy wejściu gościa miała zrazu trochę niechętną, a bardzo zmieszaną minkę, rozpromieniła się słysząc jego słowa i ujrzawszy ukłon. Biedne dziewczę wiedziało snać trochę o upośledzonej pozycji, jaką ojciec jej zajmował względem swych kolegów; a u-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/328
Ta strona została uwierzytelniona.