z głową spuszczoną i rękami splecionemi na kolanach. W postawie tej zmieszanej i jakby przelęknionej była jeszcze ładniejszą niż wprzódy; to też Rodryg wiódł za nią wzrokiem póki nie usiadła, potem patrzył w nią wciąż jak w tęczę, a ręka jego coraz więcej drżała, i ceglasty rumieniec opłynął nietylko już policzki, ale i nieszlachetnie zarysowane a nawpół włosami pokryte czoło. Zapatrzenie się jego przerwał głos gospodarza.
— Panie Suszyc! — mówił pan Walery, stojąc na środku pokoju w sztywnej postawie, a tylko ze zdwojoną uroczystością na twarzy — mam honor zapytać pana o radę: czy nie będzie to krokiem z mej strony stosownym i zupełnie przyzwoitym, jeśli pójdę wnet do pana prezesa aby podziękować mu za zaszczyt, którym mię.... zaszczycił?
Pan Walery dobierał wyrazy, i nie znajdował widocznie dość uroczystych dla tej uroczystej chwili. Na twarzy Rodryga ukazał się wyraz tajemnego lecz głębokiego zadowolenia.
— Naturalnie — odrzekł z pośpiechem — powinieneś pan koniecznie to uczynić; nie trzeba aby pan prezes mógł przypuszczać, że pan nie znasz prawideł przyzwoitości i obyczajów wyższego świata.
Pan Walery uśmiechnął się z dumą, i wyżej jeszcze podniósł głowę.
— Mój kochany panie — rzekł, — nikt jeszcze pochodzący z rodziny, której ja mam zaszczyt być o-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/334
Ta strona została uwierzytelniona.