„nie,“ któreś wyrzekła. Ja chcę żebyś pani powiedziała: tak!
Mówił to przerywanym głosem; bezładne słowa i frazesy wychodziły z ust jego drżących z namiętnością, której hamować nie myślał; powieki jego podnosiły się wciąż i opadały, ukazując to znowu pokrywając małe, zapadłe, lecz jaskrawe światła ciskające w tej chwili źrenice.
Monilka zdawała się zrazu przestraszoną, bladość i rumieńce mieniły się na jej twarzy, jakiś wstyd nie określony, rozbudzony jakby tą namiętnością, która drżała w głosie i paliła się w oczach przemawiającego do niej mężczyzny, kłonił w dół jej spojrzenie. Po chwili jednak zaczęła uspakajać się i ośmielać, a gdy Rodryg przestał mówić, powstała zwolna i podniosła na niego oczy przezroczyste i łagodne, a trochę tylko smutne.
— Panie Rodrygu — zaczęła mówić zcicha lecz spokojnie — pan jesteś bardzo dobrym dla mego ojca, i wdzięczną ci jestem za to... Niewiem o panu nic złego, i spodziewam się, że zawsze pozostaniemy z sobą w przyjaźni... Ale... ja pana nie kocham...
Ostatnie wyrazy wymówiła ciszej trochę, zdjęta znowu zawstydzeniem. Rodryg zadrżał cały, lecz stał przez chwilę nieruchomy z oczami utopionemi w jej piękne, spokojnie i łagodnie patrzące na nie-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/337
Ta strona została uwierzytelniona.