Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/339

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja wiedziałam — zawołała — że pan jesteś dobrym, że pan nie rozgniewasz się na mnie, i że pozostaniemy zawsze w przyjaźni!
Młoda była, ufna i niedoświadczona, nie umiała czytać w twarzach ludzkich i rozróżniać znaczenia dźwięków ludzkich głosów. Gdyby była mniej ufną i niedoświadczoną, nie podałaby ręki młodemu mężczyźnie; głosu bezpamiętnej namiętności nie wzięłaby za łagodną wyrozumiałość i przebaczenie. Rodryg pochwycił dłoń dziewczyny i ścisnął ją w swojej. Twarz jego rozogniona zbliżała się coraz bardziej do jej twarzy, gorący szybki oddech owiewał jej włosy. Monilka chciała usunąć się i cofnąć rękę, ale Rodryg trzymał ją żelaznem ujęciem. — Kochasz innego — zaczął stłumionym, ciężkim szeptem, — jesteś narzeczoną innego! Nie, tak być nie może! tak nie będzie! ty będziesz moją! ja cię nie oddam nikomu! ja nie pozwolę, aby kto inny posiadał te skarby! Czemże jestem gorszym od tego innego?
Szepcąc te bezładne wyrazy przyciągał ją ku sobie, twarz jego brzydka zawsze, stała się niemal straszną. Można było ją wziąć za twarz Satyra nachylającego się śród zmroku nad białą lilją, dzikie w nim budzącą pożądanie. Monilka skamieniała zrazu ze wstydu, przestrachu i zdziwienia; po chwili wszakże z większą zwinnością niż siłą wyrwała rękę swą z dłoni mężczyzny, i odskoczyła