rękę trzymał w swej dłoni, wiedział, że jest kochanym i nie lękał się niczego.
— I coż mu pani odpowiedziałaś? — zapytał z widoczną rozkoszą, wpatrując się w płonące pod wpływem rozmowy i wzroku jego lice dziewczyny.
— Powiedziałam... zaczęła Monilka, i zająknęła się, — powiedziałam, że go nie kocham!
— Wiedziałem o tem — wyrzekł Kazimierz po krótkiej chwili milczenia; — wiedziałem o tem, że pani inaczej odpowiedzieć nie mogłaś...
Monilka podniosła głowę, swobodny uśmiech wracał stopniowo na jej usta. — A zkąd pan o tem wiedziałeś? — zapytała nawpół figlarnie nawpół z powagą.
— Ztąd — odpowiedział Kazimierz z łagodną czułością ściskając jej rękę, — że ani usta ani oczy pani kłamać nie umieją...
Monilka odzyskała już całą swą swobodę.
— I cóż kiedy powiedziały panu moje oczy, — zapytała śmiejąc się wesoło, choć ręka jej zadrżała lekko.
— Powiedziały mi one — odparł Kazimierz z poważnem wzruszeniem, — że gdybym ja zapytał cię jak tamten, być może iż odpowiedziałabyś: tak!
Dziewczyna spuściła nagle śmiejące się przed chwilą oczy, i siedziała nieruchoma. Pierś jej tylko szybcej oddychała niż pierwej, a białe czoło dziwnym zajaśniało blaskiem. Podniosła nakoniec
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/342
Ta strona została uwierzytelniona.