nił, bo w takich interesach posłuszeństwo przedewszystkiem. Nie trzeba niczemu dziwić się moja córko, bo rzeczy, które wydają się na pozór niepodobne, często się spełniają, a sprawy nibyto zrozpaczone, byle tylko umieć je rozgmatwać cierpliwie...
Umilkł na chwilę, i siedział zamyślony z oczami wlepionemi w sufit. Twarz jego wyrażała pełne powagi zadowolenie.
— Moja córko — ozwał się znów zwolna, zmieniając kierunek spojrzenia, — nie będzie powiedzianem, żeś całe życie swoje spędziła w tych ciemnych, czarnych ciupach. Prababka twoja żyła w pałacu kryształowym i spoczywała na alabastrowem łożu, a babka hodowała się w złotej kołysce. Przyjdzie czas... o! przyjdzie...
Wymówiwszy ostatnie wyrazy z palcem do góry podniesionym, p. Walery urwał nagle mowę, jakby resztę przepowiedni swych zachować chciał w tajemnicy, i zapadł w głęboką zadumę.
Kazimierz i Monilka patrzyli na siebie. Rojenia p. Walerego do których tak przywykli, że nie wzbudzały w nich ani śmiechu ani zdziwienia i przykrości, przypomniały im własne ich marzenia snute przed chwilą przy blasku księżyca. Pałac kryształowy przywiódł na myśl Monilce mieszkanko pływające w świetle słonecznem i otulone zielenią ogródka, a złota kołyska postawiła przed oczy
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/348
Ta strona została uwierzytelniona.