Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/350

Ta strona została uwierzytelniona.

jak zawsze gdy miał do wypowiedzenia coś o czem nie wiedział jak mówić.
— Naczelniku — wymówił nagle, i wstał z krzesła wyprostowany w całej swej wysokości.
Kazimierz odwrócił ku niemu głowę, jakby zbudzony ze snu. Monilka ze zdziwieniem spojrzała na ojca, bo wyraz twarzy jego był taki, jakim go nigdy nie widziała.
— Naczelniku — powtórzył p. Walery marszcząc brwi i wyciągając ku młodemu człowiekowi wskazujący palec, — jesteś regestratorem, a ja twoim pomocnikiem, to prawda; jesteś bardzo poczciwym chłopcem i to prawda; ale za pozwoleniem.... dla czego to córce mojej mówisz po imieniu, a ona tobie tak samo?
Młodzi ludzie spojrzeli na siebie z uśmiechem.
— Mój ojcze! zawołała Monilka zbliżając się do p. Walerego.
— Moja córko — przerwał jej z powagą p. Walery, nie mówiłem do ciebie, ale do naczelnika. Ty jesteś młodą dziewczyną, a on jest mężczyzną, a mężczyzna jest w takich razach głową, która odpowiada.
— Panie Walery — ozwał się podchodząc ku niemu Kazimierz, — odpowiem ci proźbą, abyś pozwolił mi nazywać cię ojcem.
Pan Walery słuchał z nadzwyczajną uwagą, brwi jego zaczęły rozmarszczać się. Skrzyżował jednak ręce na piersi i zapytał: