zawysokie, stół zanizki, powierzchnia stołu szorstką i chropowatą. Poprawiał się tedy niecierpliwie, odsuwał i zasuwał szuflady, które były to mniejsze to znowu większe od tych jakiemi posługiwał się uprzednio, a temperując pióra lub przerzucając karty wielkiej, napełnionej cyframi księgi, ukośne spojrzenia rzucał na dawne swe miejsce, na którem teraz siadywał kto inny — a przy spojrzeniach tych wzdychał lub wzruszał ramionami ze zdziwieniem i niechęcią. Za każdym razem gdy wracał do domu na obiad, Monilka stawiając przed nim talerz z rosołem zapytywała:
— Ojczulku! a co dziś robił w biurze pomocnik regestratora?
— Pytaj się o to moje dziecko kogo innego a nie mnie, z widocznem niezadowoleniem odpowiadał p. Walery. — Dla czego — pytała Monilka, — szeroko otwierając swoje szafirowe oczy, bo niezadowolenie ojca, z którem się rzadko spotykała, wprawiało ją w zdziwienie. — Dla tego... no, dla tego, że ja nic wcale nierozumiem tego co oni mi tam robić każą, — odpowiadał znowu p. Walery i jeść przestawał; bo wspomnienie o nowych czynnościach jakie spełniać musiał, odbierało mu apetyt.
Biedna maszyna do kopjowania nie mogła jeszcze dać sobie rady z nowem zadaniem jakie jej pełnić rozkazano. Kazimierz cierpliwie i usilnie wy-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/358
Ta strona została uwierzytelniona.