i że to jest tylko początek innych wielkich wypadków... Zresztą — dodawał po chwili p. Walery, jak zwykle, wracając przy końcu rozmowy do poczucia rzeczywistości — zresztą, wszakże Monilka wychodzi za mąż, a trzeba dziewczynie dać jaką taką wyprawę.
Mętne wyobrażenie o tem iż otrzymany zaszczyt był wynikiem zwróconej na niego uwagi możnych jakichś i wysokich potentatów, którzy zamierzali jakoby prowadzić go stopniowo ku tym najwyższym zaszczytom i wielkim bogactwom o jakich marzył — i zwiększona płaca za pomocą której mógł zaoszczędzić drobną choćby sumkę na wyprawę i wesele jedynaczki, były jedynemi przyczynami wstrzymującemi p. Walerego od zaniesienia prośby do p. prezesa, aby cofnął udzieloną łaskę, i pozwolił mu usiąść na dawnem krześle, przed dawnym stołem, naprzeciw tego poczciwego starego kałamarza w którym przez lat trzydzieści zatapiało się jego pióro. Oprócz tęsknoty za tem starem opuszczonem miejscem, p. Walery poczuwał rodzaj zgryzoty sumienia. Ta prosta, słaba, przyćmiona i sterana dusza miała w sobie pewien grunt sumienności i poczciwości; a myśl o niemożności dopełnienia przyjętych na się obowiązków, wprawiała ją w trwogę i oburzenie.
— Naczelniku — rzekł raz p. Walery po całogodzinnem mozolnem wsłuchiwaniu się w wykład
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/360
Ta strona została uwierzytelniona.