Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/365

Ta strona została uwierzytelniona.

niósł wskazujący palec w górę, i zawołał w myśli: Powinna być i będzie szczęśliwą i wesołą jak ptak rajski; już ja w tem... przecie jestem ojcem!
Od owego dnia p. Walery stał się, jeżeli to być mogło, dwa razy pracowitszym jak wprzódy; a gdy przez długie, długie godziny niezmordowane pióro jego bez przerwy posuwało się po papierze, bo pragnął tą wytrwałością swoją i akuratnością zaskarbić sobie względy zwierzchników, stary kałamarz poglądał nań łagodnie, i zdawał się mówić: „Pracuj, pracuj, wszakto dla twej kochanej poczciwej Moniki i dla twego ślicznego dziecięcia z różową buzią i szafirowemi oczkami.”
Ale przyszedł dzień, w którym p. Walery usiadł przed stołem swym z twarzą bardzo bladą i oczami powleczonemi mgłą, z za której patrzyła paląca, gryząca boleść! Spojrzał na stary kałamarz, i pomyślał: Monika umarła. Monilka została biedną sierotką, bez matki! Wziął się do swej roboty z takąż jak zwykle gorliwością, ale głowa jego chyliła się nizko, a podczas gdy drżąca ręka usiłowała kierować piórem jak mogła najlepiej, z oczu spadały na papier grube, mętne łzy. Wtedy kałamarz wydawał się być także posępnym i zadumanym, a czarne krople atramentu wynurzające się z jego otworu, miały podobieństwo do łez żałobnych. Potem... potem p. Walery przypomniał sobie wiele jeszcze rzeczy, o których przez długi szereg siedm-