dziesięciu i dwóch tysięcy godzin rozmawiał ze swym starym kałamarzem; o których myślał wodząc piórem po papierze, od czasu do czasu spoglądając na ten kałamarz. Przypomniał sobie jak Monilka podrastała, jak tytuł książęcy już już miał być mu zwróconym i jego córce; jak zwrócony im nie został, jak brakowało pieniędzy na opłacenie edukacji Monilki, jak ją ona jednak ukończyła; jak patrząc na dorosłą już córką gorzko żałował kryształowego pałacu swych przodków, w którym Monilce byłoby tak pięknie i wygodnie, i jak o przywrócenie mu tego pałacu napisał był dwadzieścia listów do Ces. Franciszka Józefa, dwadzieścia i dwa do Lorda Palmerstona, a trzy czy cztery do Sułtana tureckiego — zawsze przecie bez żadnego skutku; i jak Monilkę nic a nic nie obchodziła sprawa odzyskania dóbr i tytułów przodków, i jak wesołą i swobodną ona była w tem ciemnem, szczupłem mieszkanku, w jakiem... Nagle zaduma pana Walerego przerwaną została przypomnieniem tego co się stało niedawno, co się stało ku wielkiej jego radości, a o czem nie wiedział jeszcze rozłączony z nim od dni kilku stary, czarny jego przyjaciel.
— Wiesz, wydaję córkę za mąż — zawołał na głos, wpatrując się szeroko otwartemi oczami, uporniej jeszcze jak wprzódy, w kałamarz.
— Bravo! vivat! Niech żyje panna Monika! Niech żyje Kazimierz! wiemy o wszystkiem! wiemy!
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/366
Ta strona została uwierzytelniona.