— I cóż szanowny panie Walery, kiedy obchodzić będziemy zaręczyny panny Moniki z panem Chmurskim?
Było to wyraźne przymówienie się o małą fetkę, jaką w rozumieniu pulchnego i rumianego pana naczelnika, pan Walery wyprawić był powinien kolegom, in gratiam niedalekich zaślubin swej córki. Młodzi urzędnicy pochwycili słowa zwierzchnika z takim pośpiechem, z jakim tylko nadzieję wesołego zabawienia się pochwycić mogą ludzie po ośm godzin dziennie kąpiący się w pyle i atramencie, między ścianami brzydkiej, żółtej, wilgotnej sali.
— Kazimierzu! Kazimierzu! — wołalibasem pp. Józef i Ignacy, młodzi barczyści chłopcy, z których kilka lat biurowej służby nie starły jeszcze śladów wiejskiego słońca i powietrza — nie będzie powiedzianem abyśmy poznali zblizka twą narzeczoną, wtedy dopiero gdy będzie twoją żoną.
— Panie Walery! — zawtorował cienkim dyszkantem urzędnik średniego wieku, którego chude i blade policzki znikały do połowy w białej chustce — dla Boga, panie Walery! jeśli chcesz uratować od tej przeklętej fluksji, która trzy noce już spać mi nie daje, to wydaj fetkę i mnie na nią zaproś.
— Godziłoby się! godziłoby się podzielić z kolegami familijną radością — ozwały się zewsząd głosy. Jeden tylko młodziutki kancelista zajmujący dawne miejsce pana Walerego, siedział cichutko, i po-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/370
Ta strona została uwierzytelniona.