Rodryg ujął go zlekka za ramię. Uśmiechnął się bardzo uprzejmie, ale powieki jego podniosły się i opadły kilka razy niespokojnie.
— Na co, na co? — rzekł zcicha; — pan Chmurski musi już być w drugim końcu miasta; nimbyś go tu sprowadził,.. nimbyście panowie wszystko co trzeba urządzili, nadszedłby wieczór, a panna Monika byłaby niespokojną, zbyt długo oczekując ojca i narzeczonego.
Siadaj pan i pisz... ja panu pomogę.
— Dziękuję, dziękuję — zawołał p. Walery wyraźnie uradowany propozycją.
Wyprostował się, chrząknął, i sztywnie wyciągając rękę do młodego kolegi, dodał: — Mam honor podziękować panu za wszystkie te grzeczne usługi jakiemi mię pan... obdarzasz!
— Bagatelka, bagatelka szanowny panie! mnie to właśnie najprzyjemniej służyć panu czemkolwiek. Siadaj pan.
Pan Walery usiadł, i rozłożył przed sobą jednę z grubych ksiąg leżących na stole.
— Bardzo dobrze — rzekł młody Suszyc przysuwając sobie krzesło, i siadając z drugiej strony stołu; jaki tam pan masz ostatni numer?
— 3,283, uroczystym głosem przeczytał pan Walery.
— Bardzo dobrze, — powtórzył Rodryg, — pisz pan co podyktuję.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/379
Ta strona została uwierzytelniona.