Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/390

Ta strona została uwierzytelniona.

stem owcą, nie, wcale nie jestem, i ani myślę być owcą...
Przy ostatnich wyrazach Piękna zaniosła się od płaczu, jakby myśl o przemienieniu się w owcę napełniała ją niewypowiedzianym strachem i żalem. Ale w tej chwili zimna, koścista ręka pochwyciła ją za ramię.
— Idż do sypialnego pokoju, i przygotuj mi natychmiast suknię na wieczór — wyrzekła matka rodziny nie podnosząc głosu, lecz wlepiając w córkę wzrok, z którego na głowę jej sypał się szron i grad. Piękna zdawała się przez chwilę zmartwiałą pod uderzeniami kawałków lodu padających na nią z oczu matczynych. Usta jej oniemiały nagle, łzy oschły na rzęsach; pochwyciła połę swego flanelowego kaftanika, i zaczęła nacierać nią sobie zroszone łzami policzki, z taką gwałtownością, że w kilka sekund stały się pąsowe jak kaftanik.
— Mamo! — ozwała się Dowcipna dzwoniąc żelazkiem, — ta dziewczyna nie chce być owcą, a nie czuje tego, że jest najgłupszą w świecie gęsią.
— Naturalnie! — zadecydowała Rozumna, — jak można lekceważyć sobie podobną partję! Sama widziałam, jak tydzień temu brat obywatela będąc tu ze swym bratem, patrzył na nią jak w tęczę, i szeptał jej coś pocichu odchodząc. Nie jest on co prawda, powabnym; ależ przecie i obywatel niema najmniejszego podobieństwa do księcia Dżalmy