ani do Rudolfa de Gerolstein — a przecież gotowa jestem wyjść za niego. My biedne dziewczęta...
— Jesteśmy jak owce; ten nas bierze kto daje więcej — dokończyła Dowcipna błyskając wielkiemi ostremi nożycami, któremi uzbroiła się przed chwilą w celu wykrajania u dołu falbanki szeregu długich śpiczastych zębów.
Ale Piękna otrzęsła się już z nieruchomości, w jaką wprawiło ją spojrzenie matki i dotknięcie jej zimnej, kościstej ręki. Skrzyżowała okrągłe ramiona na swym pąsowym kaftaniku, i rzekła z determinacją:
— Bądźcie wy sobie owcami, kiedy chcecie, bo ja ani myślę. Dowcipna powiedziała, że jestem gęsią; bardzo dobrze, niech sobie będę gęsią, ale nie owcą.
— Tak, jesteś gęsią, i dla tego kochasz się w panu Sylwestrze, który jest żórawiem — zauważyła Dowcipna z brzękiem zamykając nożyce.
— Dowcipna! — krzyknęła najmłodsza siostra wpadając znowu w wysokie żałośliwe tony — ty jesteś sama... ty jesteś... ty jesteś —
Nadzwyczajna irrytacja zatamowała jej głos w gardle, ładna twarzyczka jej stała się znowu tak pąsową jak kaftanik...
— Ty jesteś... żmiją! — dokończyła zaciskając drobne pięści, z błyskawicami w oczach.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/391
Ta strona została uwierzytelniona.