— Dalibóg! Piękna powiedziała prawdę — zaśmiał się siedzący przy oknie wystrojony młodzieniec.
Ale matka rodziny usłyszawszy wymówione imię Sylwestra, zapięła nagle ostatni guzik atłasowego pancerza, i zwróciła się do najmłodszej córki...
— Idź mi natychmiast do sypialnego pokoju, uczesz się i przygotuj suknię na wieczór. O siódmej pójdziesz ze mną z bratem i z siostrami...
Mówiąc to zepchnęła prawie córkę z sofki na której ta siedziała dotąd. Piękna stanęła i skrzyżowała ramiona.
— Nie, mamo, nie pójdę — zawołała, ciszej jednak jak wprzódy, — nie pójdę, nie pójdę!
— To dopiero uparty dzieciuch! — krzyknęła matka rodziny, bez najmniejszego jednak wzruszenia w głosie, a tylko z przyciętemi gniewnie wązkiemi wargami; dla czego nie pójdziesz? dla czego nie chcesz iść?
— Dla tego, żeto Dowcipna wymyśliła, żeby iść na ten wieczór, abym tam spotkała się z bratem obywatela...
— A więc cóż? czy nie jest on może świetną partją dla jaśnie wielmożnej panny Suszycównej? — z lodowatą ironją zapytała matka.
— Nie jestem mamo, jaśnie wielmożną; jestem biedną dziewczyną, wiem o tem, ale ten pan z dwoma garbami na nosie, to nie partja.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/392
Ta strona została uwierzytelniona.