energiczną dziewczyną! Z tem wszystkiem, towarzystwo wasze kochane siostry nie zupełnie jest zabawnem. Bywajcie zdrowe! — To rzekłszy powstał, i gwizdnąwszy na pudla, wraz z nim opuścił pokój. Po chwili z laseczką w ręku, w paryzkich rękawiczkach i zgrabnej czapeczce na głowie przechodził dziedziniec. W bramie spotkał się ze starszym bratem.
— A! Don Rodrigo — zawołał podnosząc w górę czapeczkę, i oddając mu żartobliwy ukłon. — Pójdź tu Tumry, pójdź tu! do nogi — krzyknął na pudla, który warcząc i pomrukując objawiał względem spotkanego wielce nieprzyjazne zamiary.
— Kiedy ty Ferdynandzie przestaniesz wodzić za sobą przebrzydłe to zwierzę — sarknął gniewnie Rodryg usuwając się bojaźliwie aż pod ścianę domu.
— Nie pojmuję dla czego zwierzę to czuje do ciebie tak uporczywą antypatję — wesoło odpowiedział brat młodszy — wiesz jednak Rodrygu, że jest to bardzo złym dla ciebie znakiem! Pies to bardzo spokojny, a warczy i szczeka tylko na pijaków i... złodziei.
Nagła bladość oblała twarz Rodryga. Przygryzł wargę i ze złością odwrócił się od brata, który wyszedłszy na ulicę dostrzegł zdala pomykający biały kapelusik, i gwizdżąc wesoło, od czasu do czasu przemawiając kilka słów do Tumrego, szerokiemi krokami zdążał za kapelusikiem.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/397
Ta strona została uwierzytelniona.