ków — rzekł Suszyc obojętnie, patrząc na płynące po niebie chmury.
Rycz wzruszył ramionami i zaklął z cicha; nagle jednak złagodniał, i tonem poufale uprzejmym zaczął znowu.
— Niepodoba mi się to bardzo, że nie masz we mnie zaufania; cóżbym ja nakoniec mógł zrobić złego temu ulubieńcowi twemu, którego nazwisko chowasz przedemną jak djabeł przed aniołem duszę potępioną. Ot chciałbym wiedzieć o niem tak sobie... dla ciekawości...
— Czy uważasz Ryczu jakie chmury napływają od zachodu? najdalej za godzinę deszcz będzie padał ulewny — przerwał Suszyc patrząc ciągle w górę.
— Pal ich djabli, te chmury! — zawołał Rycz, którego łagodne usposobienie długo trwać nie mogło; powiedz jak się on nazywa! ja chcę o tem wiedzieć!
— Kochanku! — wymówił Suszyc; — trzebaż ci raz jeszcze powtórzyć, że pomiędzy chceniem a otrzymaniem zachodzą zazwyczaj różne przeszkody?
— Ja tu nie widzę żadnej przeszkody.
— Jest jedna.
— Jakaż?
— Taka, że z powodu osobistych mych upodobań, przekładam popełnić jednę zbrodnię niż dwie...
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/408
Ta strona została uwierzytelniona.