Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/414

Ta strona została uwierzytelniona.

słania, i bosemi stopami cichutko wysunęła się do kuchni. Tu zapaliła malutki kawałek żółtej łojówki pozostały w mosiężnym lichtarzu, postawiła go na statku, a sama przykucnąwszy na zimnej ceglanej podłodze, rozwinęła zieloną ćwiartkę. Czytała i nic nie rozumiała zrazu. Wyraz: kocham, powtarzający się tam nieustannie, w każdym niemal wierszu, zatrzymywał przy sobie jej oczy, i wprawiał ją w wielkie zdziwienie. Ani wyobrażała sobie, aby ktokolwiek mógł tak często wyraz ten powtarzać. Ona słyszała go tak rzadko, a i to wymawiany w sposób, który zakrawał na szyderstwo lub nienawiść! „Marjo! czy ty mię kochasz? — czytała cichutko — Czy Marja ciebie kocha? Mój drogi, mój miły, więcej niż kochać wolno!..” Pięknej chciało się razem i płakać i śmiać się. Przeczytała ustęp aż do końca, i zaczęła go czytać po raz drugi. Policzki jej płonęły tak jak gdyby siedziała przed ogniem, a jednak była tam przy niej tylko zimna, wilgocią przesiąknięta ściana — „Czy Marja ciebie kocha?” powtórzyła raz jeszcze... Żółte światło łojówki drgnęło w głębi lichtarza i zagasło. Piękna pozostała w ciemnościach skurczona przy drewnianym stołku, na ceglanej podłodze, i dokończyła z pamięci — „Mój drogi, mój miły, więcej niż kochać wolno!” Dziwy prawdziwe! trzy razy tylko przeczytała te tak obce sobie wyrazy, i umiała je już na pamięć! Pierś jej podnosiła się wysoko, a w sercu drżały i śpiewały jakieś echa, i po-