Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/415

Ta strona została uwierzytelniona.

wtarzały: „Czy Marja ciebie kocha? Mój drogi, mój miły!..”
Byłato pierwsza lekcja poezji otrzymana przez młodą dziewczynę w zimnej, ciemnej kuchence, przy migotliwem światełku żółtej łojówki, i wcale nie melodyjnym z przyległego pokoju dochodzącym chórze trzech chrapiących na zabój gardeł. W dwa dni potem, pomiędzy piękną a Sylwestrem zawiązała się następująca rozmowa: „Jakże się pani podobał wyjątek z Marji?” — „Bardzo, o! bardzo!” — „Jaka to piękna rzecz” — „Co takiego?” — „Poezja” — „Czy wszystkie poezje są tak piękne jak ten wyjątek?” — „O! są jeszcze piękniejsze!” — „Mój Boże! jakże jabym chciała czytać te piękniejsze!” — „Jeżeli pani pozwoli, to ja... jeszcze cokolwiek dla pani przepiszę!” — I przepisał parę sonetów krymskich, potem kilkanaście wierszy z Tadeusza, opisujących Zosię siedzącą w ogródku pomiędzy grzędami kapusty i ogórków, w białych papilotach do koła główki; potem coś tam z Balladyny i z Mohorta i z Rusałek. Piękna czytała co nocy w kuchence, albo budziła się bardzo rano, i przechylona ku oknu wysilała wzrok, aby przy dnia brzasku dojrzeć te światy dziwne, nieznane, które świtać dla niej zdala zaczynały.
Tak Sylwester został dla Pięknej nauczycielem poezji; był on zarazem nauczycielem wdzięku i budzicielem uczuć. Pod wpływem lekcij jego, dziew-