Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/416

Ta strona została uwierzytelniona.

czyna zmieniła się dziwnie; chód jej stawał się lżejszym, spojrzenie powłóczystszem, uśmiech wdzięczniejszym, serce jej uderzało coraz żywiej, zaczęła tęsknić i.. wstydzić się.
Raz rzekła oo nauczyciela swego, który siedział przy niej bardzo zamyślony. — „Dla czego pan dziś nic nie mówi?” — Nauczyciel weschnął i spojrzał w ciemne, szare oczy dziewczyny. Byłato tym razem cała jego odpowiedź; ale nazajutrz spotkawszy na ulicy Piękną wracającą z kościoła, ofiarował jej kartkę papieru blado-różową jak nieśmiała miłość. Piękna przed wejściem do domu weszła do sąsiedniej bramy, i tam ukryta przed wzrokiem przechodniów, rozwinęła kartkę złożoną w kształt rozkwitłego tulipana. Zaledwie jednak rzuciła na nią okiem, zaczerwieniła się jak malina. Byłato odpowiedź na wczorajsze jej pytanie, a zaczynała się od wyrazów: „Kochanko moja, na co nam rozmowa!” — Być może, iż wiele dziewic lub niewiast znajdując się na miejscu Pięknej, rozgniewałoby się za tak zuchwałą odpowiedź; być może, iż i Piękna gniewała się także trochę, a może i bardzo; to pewna, że gdy wybiegła ze swego ukrycia i skierowała się ku domowi, krok jej był tak lekki, jakby unosiła się nad ziemią wcale jej stopami nie dotykając, a oczy błyszczały, świeciły, jaśniały tak, jak błyszczeć, świecić, jaśnieć mogą tylko oczy dziewczyny, która wychowana i wzrosła przy ognisku