Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/421

Ta strona została uwierzytelniona.

o matce, łza spłynęła po ciemnej jej rzęsie. Czemuż bowiem w piersi tej matki były twarde, nieużyte głazy, a nie jasne brylanty?.. gdyby były te brylanty, te gwiazdy czarodziejskie z miłości zrodzone, poezją wypieszczone, wszystko byłoby inaczej, o, inaczej!... I rzecz dziwna! na myśl o ojcu, Piękna nie poczuwała ani goryczy ani tych cierpkich żalów, jakie ją ogarniały, gdy zastanawiała się nad matką. Myśl o ojcu, wprawiła ją tylko w stan cichego smutku i rzewnego współczucia: „Biedny ojciec!“ myślała. Ona przeczuła zapewne, odgadła, że przy ognisku rodzinnem kobieta właśnie powinna być tą czarodziejką, która jak Wielki Prorok ze skał, wód potoki, wydobywa ze ścian domowych źródła miłości i blaski piękności; ona przeczuła i odgadła, jakie śmiertelne poszkodowania zadaje kobieta sercu mężczyzny, jeśli czarodziejką taką być nie chce lub nie umie. I dla tego może, myśląc o matce z bezwiedną prawie goryczą, o ojcu myślała tylko ze smutkiem. „Miłość kobiety, to nagroda twoja po trudnej pracy męzkiego zawodu; to przy rodzinnem ognisku kapłanka, błogich dni życia i uciech domowych; to głos radości co na progu wita wracającego z pośród obcych ludzi... O, jak mocno biło serce młodej dziewczyny, kiedy wyłoniony ze słów poezji, stanął przed nią obraz jakiejś schludnej, ślicznej chatki, z wesoło gorejącem po środku ogniskiem! Przy ognisku stała młoda