w pewnym świece nosi nazwę dystynkcji; był to nakoniec wdzięk śniegowego płatka, alabastrowej bombonierki, heljotropu hodowanego w cieplarni — wdzięk powabny, drażniący wyobraźnię, zdolny obudzić miłość podobną do litości, rozpalić namiętność kończącą się spazmem; wdzięk potężny w pewnej mierze, ale skarłowaciały jak ta sfera, ten odłam ludzkości, której był dziecięciem, okazem, i chorobliwym lubo ponętnym wykwitem.
Małej Krysi nie było już w pokoju; Ewa i Anatol stali przez chwilę naprzeciw siebie, rozdzieleni zaledwie przestrzenią kilku kroków, a żadne z nich nie mogło zdobyć się jeszcze na słowo powitania. Oboje byli bardzo wzruszeni, ale każde inaczej. Twarz mężczyzny mieniła się namiętną radością kochanka, witającego nakoniec w rzeczywistości tę, której obraz napełniał sny jego i marzenia; we wzruszeniu kobiety przemagało głębokie zmieszanie, nad którem widocznie zapanować pragnęła a nie mogła. Anatol pierwszy wyciągnął rękę, i ujmując miękką jak aksamit a białą jak śnieg dłoń narzeczonej, wymówił z cicha:
— Ewo! najdroższa moja! nakoniec widzę cię!
W tej chwili był tak przenikniony własnem uczuciem, że nie mógł się wczytywać w twarz kobiety którą witał, i zapomniał nawet o wyrzutach, jakie niósł tu z sobą za to, że ona mu zbyt długo na
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.