my dzisiaj! W głosie jego brzmiały takie serdeczne, czyste, prawdziwie męzkie dźwięki, że panna słuchając ich, z utajonem pomyślała westchnieniem.
— Szczęśliwa ta Monilka! Co jabym dała za to żeby być na jej miejscu! — A Sylwester westchnął znowu, tylko już ciszej jak wprzódy, i pomyślał. — Szczęśliwy ten Kazimierz, że wolno mu już tak głośno mówić o swej miłości! Cobym ja dał za to, aby być na jego miejscu.
Około dziewiątej godziny Monilka wyrwała się z koła tancerzy, i przebiegła przez pokój, aby zajrzeć do kuchni i zobaczyć co się tam dzieje z wieczerzą. Obawiała się bardzo aby niezręczna sługa nie zepsuła pianki mającej służyć do naleśników, mających być znowu ozdobą i specjałem wieczerzy. Sylwester ujrzawszy gosposię zmierzającą ku drzwiom wstał, dwoma krokami przebył cały pokój, i gdy Monilka wbiegła do sieni, — rzekł: — Chciałbym doprawdy wiedzieć do czego ten wieczór podobny bez panny Salomei? Ot tak: jak mówi poeta: ciemno wszędzie, głucho wszędzie! Nic nie było! nic nie...
Nagle umilkł. Blade światło małej lampki słabo sień oświecającej, spłynęło na twarz jego; jaśniała taką radością jakby był Eljaszem na ognistym wozie, ognistemi rumakami do nieba porywanym.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/431
Ta strona została uwierzytelniona.