Przyczyną tej nadzwyczajnej radości Sylwestra była mała osóbka ubrana w bardzo mizerne futerko, z głową owiniętą białym szalikiem... Mała ta osóbka właśnie tylko co otworzyła drzwi od sieni z nadzwyczajnym łoskotem, i jednym skokiem rzucając się na szyję Monilki, świeżym głosikiem który wpadał w bardzo wysokie tony, wołała: — I ja też, Monilciu moja droga, i ja też!
— Salunia, Saluńcia! Piękna! — wołała Monilka całując i ściskając przyjaciółkę, — skądżeś się tu wzięła? czyż nie jesteś na wieczorze u M? Dla czego?
— Nie jestem na tym przebrzydłym wieczorze! powiedziałam że nie pójdę, i nie poszłam. Uparłam się jak kozioł, ale to zupełnie jak kozioł moja droga! Siostry i mama namawiały, krzyczały, gniewały się; ale ja siadłam na sofie nieuczesana i nieobuta, i krzyczałam tylko: nie pójdę! One sobie poszły, a ja zostałam w domu. Potem przyszło mi na myśl pójść do ciebie! Nie wiedziałam wcale że tu tańce! Gdybym była wiedziała, tobym może nie przyszła. Ale kiedy już przyszłam, to i dobrze że tańczycie, ja nie od tego. Tylko że nie ubrałam się, ale mniejsza o to! Gdzie ja tu zdejmę futro? Trzeba mi włosy przygładzić. Mój Boże, ten flanelowy kaftanik... taki stary! ale mniejsza o to! dużo u was osób? a pan Sylwester czy jest?
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/432
Ta strona została uwierzytelniona.