— Panno Moniko! proszę do mazura! — zawołał we drzwiach Kazimierz. — Co to? i panna Salomea tutaj? to dopiero niespodzianka! Sylwestrze! bierzże pannę Salomeę do mazura, i pójdźmy!..
Sylwester nie dał sobie tego dwa razy powtarzać, i dwie mazurowe pary wpadły z wielkim impetem z nawpół ciemnej sieni do rzęsiście czterema świecami oświetlonego pokoju.
W tej chwili Sylwestrowi nic a nic nie zawadzały długie jego nogi; tańczył tak zręcznie i ochoczo jak nigdy, a w dłoni ściskał mocno drobną rączkę, która rozgrzała się już w ciepłej atmosferze tańca, i płaciła mu wzajemnym uściskiem. Co tam był za gwar i tłok gdy przyszło do krakowskiej figury! Sylwester wyglądał bardzo wspaniale pomiędzy Monilką i Piękną, które przyprowadził przed młodziutkiego Benjaminka pytając: muzyka czy poezja?
— Muzyka! — rumieniąc się po same uszy — odpowiedział Benjamin biura, i otrzymał rękę Monilki. Piękna nazwała siebie poezją; ona wiedziała, że to była sztuka piękna ulubiona przez Sylwestra, a przy tem czuła wielką wdzięczność dla tej swojej mistrzyni. Bez niej, byłaby teraz na wieczorze u M., i zamiast Sylwestra miałaby przy sobie obywatela z dwoma garbami na nosie...
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/435
Ta strona została uwierzytelniona.