Esmeralda była tam królową, a taki dziwny zwyczaj panował u tego ludu, że królowa musiała tam zawsze jeździć na białej kozie... W pałacu książąt Rorenstaubów był tedy portret Esmeraldy z białą kozą... tak wielki, tak wielki... jak cały ten dom.
Wymawiając ostatnie wyrazy p. Walery rozciągnął ramiona w całej szerokości, i z trudnością poruszając szyję oprawną w wykrochmalony kołnierz, zwrócił się ku sąsiadce. Tak pozostał chwilę z szeroko twartemi ustami i fizjonomją pełną zdziwienia; zamiast bowiem damy w żółtym czepcu, spostrzegł siedzącego obok siebie Kazimierza.
Ochłonąwszy z pierwszego zdziwienia, p. Walery nie zdawał się być niezadowolonym ze zmiany sąsiedztwa.
— Zmęczyłeś się naczelniku! — rzekł spuszczając dłoń na ramię Kazimierza.
— Zmęczyłem się ojczulku, — odpowiedział młody człowiek, a zarazem pochylił się i pocałował w ramię przyszłego teścia.
— Naczelniku! — z oburzeniem zawołał p. Walery — kochany chłopcze, — mówił dalej, prostując się co raz więcej, — nie powinieneś całować mię w ramię... Jesteś zwierzchnikiem, a ja twoim podwładnym...
— Jesteś ojcem Monilki, — zcicha rzekł Kazimierz. Pan Walery schwycił obie jego ręce, i ściskając je w dłoniach zawołał.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/438
Ta strona została uwierzytelniona.