— Na Boga! — krzyknęła Monilka, — co pan robisz! zobaczą!
Sylwester wiedział dobrze, że nikt nie zobaczy go w tej chwili, bo przyległy pokoik pusty był zupełnie, a goście zgromadzeni w bawialnym około piramidy jabłek i pierników, ani myśleli oglądać się za nim lub za Piękną.
W pięć minut potem tańczono kadryla. Sylwester niepodobny wcale do siebie, podawał rękę Pięknej. — Saluniu! — szepnął w chwili gdy nikt słyszeć ich nie mógł, — ty niczyją nie będziesz tylko moją.... — Twoją! — odszepnęło dziewczę, w piątej figurze kadryla składając dłoń na ramieniu swego tancerza.
W tej samej chwili p. Walery odpowiadał na pytanie siedzącej na kanapie damy. — Ślub mojej córki odbędzie się pani dobrodziejko, w miesiącu maju. Trzeba, dodał z uśmiechem, aby państwu młodym słowiki winszowały.
— A gdzież panie dobrodzieju, te słowiki mogą być w mieście?
— Oho! pani dobrodziejko, — śmiejąc się odparł pan Walery, — młodzi zawsze radzić sobie umieją. Pan Kazimierz upatrzył już sobie dworek przy ulicy Ogrodowej położony, bliziutko pola, z czterema oknami od południa, zielonym dziedzińcem i sporym ogródkiem. Dziedziniec pani dobrodziejko, zasadzony jaśminem, a w ogródku są grusze, jabło-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/444
Ta strona została uwierzytelniona.