Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/446

Ta strona została uwierzytelniona.

czeństwie, lecz czującego w sobie sumienie wolne od wszelkiej skazy, i godność człowieczą nie sponiewieraną nigdy przyjmowaniem jałmużny.
W ciasnem i ubogiem mieszkanku bawiono się długo jeszcze, przez całą noc prawie; tańczono, grano w preferansa i gwarzono z nieprzerwaną ani na sekundę serdeczną wesołością. A kiedy na koniec przy wieczerzy zastawionej w bawialnym pokoju, po smacznych zrazach, soczystej pieczeni i pulchnych naleśnikach odkorkowano parę butelek wina, i kiedy sam pan naczelnik stołu, jako najznakomitsza figura zebrania, podniósł kielich swój do góry pijąc zdrowie zaręczonej pary; kiedy rozochoceni panowie otoczyli Monilkę i Kazimierza, całując w rączki pierwszą, ściskając w ramionach drugiego, a obojgu życząc długiego życia, zdrowia i wszelkich pomyślności; kiedy pan Walery całował wszystkich po kolei, kolorową chustką ocierając zroszone łzami oczy; kiedy nakoniec po tem wszystkiem, rozweselona dama w żółtym czepcu z twarzą rumianą od wina i oczami śmiejącemi się śmiechem wesołych swych córek, usiadła do fortepjanu na którym zabębniła i zahuczała starym jak świat lecz gromkim jak grzmot mazurem, — w małem ubogiem mieszkanku było tak wesoło i tak ochoczo, że trójgraniasty kapelusz Napoleona wraz z białym koniem na którym kłusował, zdawał się poczuwać wielką ochotę do wyskoczenia ze