Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/452

Ta strona została uwierzytelniona.

Ukończywszy zajęcia swe wpół naukowe wpół poetyczne, hrabia otworzył jedną z książek leżących na biurze. Pąsowa łuna słoneczna dotąd zalewająca stare oblicze wiszącego nad biurem zegara, zagasła; natomiast do pokoju zaglądało łagodne światło nieskazitelnego błękitu, rozciągniętego nad światem zwolna tonącym w przezroczystym zmroku wiosennego wieczora. Cała godzina rozdzielała jeszcze hrabiego od pory, w której udawał się zazwyczaj do sąsiedniej willi. Pora ta ściśle określoną była przez piękną jego narzeczonę, a hrabia nigdy jeszcze nie sprzeciwił się jej woli. Wolno mu było każdego ranka, który dla Ewy rozpoczynał się niewiele przed południową godziną przyjść, rzucić parę spojrzeń na ukochaną kobietę, i zamienić z nią kilka wyrazów; potem Ewa oddawała się zwykłemu trybowi życia, na jakie składały się: zwierciadło, odwiedziny w kilku najświetniejszych miejscowych salonach, mała, leciuchna materjalną i moralną wagą książeczka, nakoniec miękkie, do spoczynku wzywające wezgłowia. Hrabia herboryzował po polach, poetyzował śród zielonych gajów, czytał uczone księgi, pisał naukowe rozprawy, przesyłał listy uczonym swym przyjaciołom, zajmował się wspieraniem biedy bliźniego i leczeniem moralnych nędz spotykanych po drodze — poczem o naznaczonej godzinie szedł, aby przy, boku kobiety przybranej w miękką falistą szatę