Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/458

Ta strona została uwierzytelniona.

Stał przecież ciągle nieporuszony, i nie zabierał się wcale do wyjścia. Twarz hrabiego stała się jeszcze surowszą.
— A więc idź! — wyrzekł hrabia po chwili milczenia — czegóż więcej żądasz odemnie?
— Mam do pana hrabiego pewien interes — mruknął Rycz w taki sposób, że możnaby mniemać, iż hrabia winien mu był sporą summę pieniędzy, a on się o nią chciał dopominać. Ale po twarzy hrabiego przebiegł błysk nadziei.
— Co? jaki interes? — zawołał postępując naprzód parę kroków; może chcesz innego zajęcia, niż to które ci dawałem dotąd? Możeś rozmyślił się w tej chwili, i pragniesz tylko nowego rodzaju pracy? Mów! Mogę umieścić cię w moich dobrach pod nadzorem poczciwego mego Krupińskiego. Będziesz pracował pod odkrytem niebem, na świeżem, wolnem powietrzu; dam ci zajęcie potrzebujące wiele ruchu, wspólnie z innymi ludźmi, pomiędzy którymi znajdziesz poczciwych i wesołych towarzyszy...
Nagle hrabia umilkł. Wyraz kamiennej nieruchomości jaki pokrył twarz Rycza, zamknął mu usta. Odskoczył parę kroków, ściągnął z szyi swój rozwiązany krawat, i rzucając go na środek biura, zawołał.
— Nie, Ryczu! nie! omyliłem się znowu! ty niechcesz innej pracy! ty żadnej pracy niechcesz! ty jesteś jednem z tych drzew zjedzonych przez ro-