Hrabia rzucił się na swój fotel, w którym tak się zagłębił, jak gdyby od czegoś bardzo złego chciał uciec aż na koniec świata.
— Mój Ryczu — wymówił po chwili milczenia — mój Sebastjanie, pomyśl tylko sam o tem co mówisz. Czyż nie jest obowiązkiem ojca czuwać nad własnem dzieckiem i dawać mu utrzymanie....
Ja nie mam czasu czuwać nad mojem dzieckiem, ja muszę o własnem mojem myśleć utrzymaniu — odmruknął Rycz.
— Trzebaż było myśleć wprzódy o obowiązkach, jakie przyjmowałeś na siebie...
— Kiedyżto, panie hrabio!
— A wtedy naturalnie gdyś się miał żenić!
Usta Rycza pod czarnym jak smoła zarostem wykrzywiły się przykrym uśmiechem.
— To dawne dzieje, panie hrabio! Ot podobała mi się była dziewczyna, do tego miała posag, a ja ani szeląga w kieszeni, więc żeniłem się. Co się tyczy dzieci, to niech mię djabli wezmą, jeśli którykolwiek z pięknych panów myśli o obowiązkach jakie mieć będzie dla nich, gdy żeni się z ładną i posażną panną. Czyniłem tak jak czynią nietylko tacy jak ja biedacy, ale piękni i bogaci panowie, to jest nie myślałem wcale o moich przyszłych dzieciach. Potem urodziło się ich troje, dwoje umarło, a trzecia najstarsza została. Spodziewa-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/460
Ta strona została uwierzytelniona.