Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/461

Ta strona została uwierzytelniona.

łem się, że pan hrabia weźmiesz ją pod swoją opiekę.
— Nie Ryczu — odparł hrabia wstrząsając przecząco głową — nie uczynię tego, bo byłoby to uwalnianiem ciebie od obowiązków, które spełniać powinieneś; zachętą dawaną złemu...
Rycz machnął ręką i cofnął się parę kroków ku drzwiom.
— A więc niech marnuje się dziewczyna, niech idzie żebrać, albo tam sobie daje rady jak inne opuszczone dziewczęta!
Hrabia zerwał się z fotelu.
— Niechże Bóg broni aby miała się zmarnować, aby biedna dziecięca dusza puszczona samopas, zmuszoną była do rzucenia się w te straszne otchłanie....
Umilkł i stał zadumany. Dwa pojęcia i dwa uczucia walczyły w nim widocznie. Rycz stał jak wryty; zuchwałe a zarazem nieufne oczy jego z wyrazem niedbałości błądziły po pokoju. Hrabia zbliżył się ku niemu i spojrzał mu w twarz głęboko.
— Słuchaj — rzekł zcicha, nawpół łagodnie nawpół gniewnie, — czy ty przynajmniej kochasz to dziecko? Czy w tobie jest choć iskra ojcowskiego uczucia?
Rycz milczał długo. Zły, szyderski uśmiech wił się po jego ustach, sprzeczając się z wyrazem czoła