Usiadł i ozwał się głośniej.
— Gdzież jest, Ryczu, to nieszczęśliwe dziecko?
— Dziewczyna przyszła ze mną — odparł Rycz, — oczekuje w przedpokoju. Czy mam ją przyprowadzić?
Hrabia skinął głową przyzwalająco. Rycz wyszedł, i po chwili wrócił do pokoju, a za nim ukazała się z progu postać dziecinna. Przestąpiła próg i stanęła tuż przy drzwiach, a stała tak nieruchomo, jakby nie stawało jej sił do postąpienia dalej. Nie było przecież nieśmiałości, na bladej, chudej twarzyczce tej dziewięcioletniej dziewczynki; nie malowało się też na niej ani zdziwienie, ani smutek, ani żadne z ujemnych lub dodatnich uczuć, poruszających wrażliwemi zazwyczaj sercami dzieci. Ładne, lubo widocznie stłumione w rozwoju swym jej rysy, owiane były dziwną jakąś ciszą, a błękitne oczy w okrągłej oprawie patrzyły z pod wypukłej powieki tak, jakby wszystkie znajdujące się dokoła przedmioty nie znajdowały w nich najlżejszego odbicia. Dziecię to miało na sobie ubogą lecz czystą sukienczynę, spłowiałą chustkę skrzyżowaną na piersi, a bujne, lnianej barwy włosy, matową, miękką strugą ocieniały policzki jej i spływały aż na ramiona.
— Klarko — szorstkim głosem wymówił Rycz zwracając się ku dziecku — pójdź tu Klarko, zbliż się.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/463
Ta strona została uwierzytelniona.