Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/464

Ta strona została uwierzytelniona.

Na głos ten lekkie drgnienie przebiegło ramiona i splecione pod chusteczką ręce dziewczynki. Zwróciła powoli na ojca swe ciche, bez blasku źrenice, lecz nie poruszyła się z miejsca na którem stała. Hrabia patrzył wciąż na nią z baczną uwagą.
— Zbliż się moje dziecię — wymówił łagodnie wyciągając do niej rękę. Klarka tak samo zwolna jak wprzódy przeniosła spojrzenie swe z ojca na twarz nieznanego jej pana. Postąpiła kilka kroków i stanęła niedaleko biurka niezmieszana i niezlękniona; podobną była do istoty, której uczucia i mowa wepchniętemi zostały wewnątrz długiem jakiemś, ciężkiem jak ołów uczuciem grozy czy żalu. Hrabia zdawał się być zdumionym. Łagodnym ruchem ujął rękę dziecka i przyciągnął je do siebie.
— Klarko, — rzekł — oto twój ojciec odjeżdża i chce abyś została tu pod moją opieką. Czy chcesz pozostać lub towarzyszyć mu wszędzie gdzie on się uda?
Gdy hrabia to mówił, oczy Klarki otwierały się szerzej. W cichych, jakby zamarłych jej źrenicach, po raz pierwszy błysnęło parę iskier. Nie odpowiedziała jednak.
— No cóż Klarko! — mruknął Rycz, — czy nie słyszysz o co się pyta pan hrabia? czy chcesz tu pozostać, czy jechać ze mną....