Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/465

Ta strona została uwierzytelniona.

Tym razem dziewczynka nieruchomo wlepiła oczy w twarz mówiącego; trwoga, prawdziwa trwoga wstrząsnęła jej rysami. Powieki zadrżały, blade usta poruszyły się, obie ręce podniosła zwolna, i zatopiła w gęstych pasmach swych włosów.
— No cóż? — powtórzył Rycz, — czy chcesz jechać ze mną?
Tym razem całe ciałko dziecka odgięło się w tył, jak istoty nawykłej uchylać się przed grożącemi jej ciosami. Z piersi jej wyrwał się okrzyk dziwny, przenikający. — Jechać z tobą ojcze! — zawołała, — nie! nie! nie!
I obu rękami twarz zakrywając, osunęła się na ziemię kryjąc drobne swe ciało za poręczą fotelu na którym siedział hrabia. Silne nerwowe drganie wstrząsnęło twarzą Rycza, oczy jego zagorzały namiętnie, pięście ścisnęły się. A jednak śród tego gwałtu złości, który trysnął z posępnej fizjonomji, można było dostrzedz coś, jakiś przelotny błysk, podobny do żalu. Ale hrabia powstał wyprostowany, poważny, taki jakim nigdy dotąd Rycz go nie widział.
— Ryczu, — ozwał się spokojnym lecz stanowczym głosem, — widok dziecka tego powiedział mi o tobie więcej niż wszystko com dotąd widział i dostrzegał. Wiem teraz że popełniłem błąd zaliczając cię do rzędu ludzi, nad którymi czuwać uważałem za moją powinność. Obdarzając cię radami, proź-